W ostatnich latach zdecydowanie ożywiła się dyskusja na temat szkolnych zajęć wychowania fizycznego. Często proponuje się ich usportowienie. Czy nie byłoby to dobrym rozwiązaniem?
Tak, rzeczywiście trwa ożywiona dyskusja na ten temat. Szczególnie często przebijają się w niej głosy lobbujących na rzecz sportu. Wydaje się jednak, że sprowadzenie roli lekcji wf do przygotowywania kilkulatków do wyczynu wydaje się zbyt dalekim uproszczeniem. W rozumieniu potocznym faktycznie utożsamia się zajęcia wf ze sportem. Między tymi dziedzinami więcej jest jednak różnic niż podobieństw.
Zapytam wobec tego przekornie: Jakie są między nimi podobieństwa?
Z niewielkim przymrużeniem oka można je sprowadzić do tego, że w obu przypadkach uczestnicy zajęć wykonują ćwiczenia ruchowe. Na tym podobieństwa zaczynają się i w zasadzie kończą. Cel wykonywania ćwiczeń w obu przypadkach jest zdecydowanie różny.
Czym różnią się wobec tego cele sportu i wychowania fizycznego?
Udział w treningach sportowych ma prowadzić do zwycięstwa, zdobycia medalu, ustanowienia rekordu. Często dzieje się to z narażeniem zdrowia na szwank. Słyszymy czasem komentatorów sportowych wyrażających podziw dla zawodników, którzy zdecydowali się wziąć udział w rywalizacji pomimo uszczerbków na zdrowiu. Przedstawia się ich jako bohaterów. To kwintesencja sportu. Czasem prawie amok. Celem wychowania fizycznego jest natomiast wdrożenie dzieci do udziału w rekreacji ruchowej. Ma to kształtować u uczniów nawyk systematycznego wykonywania ćwiczeń ruchowych dla podtrzymania sprawności i zdrowia przez całe życie.
Często słyszymy jednak, że sport przyczynia się do wzrostu zdrowotności populacji!
Choć to pozornie tylko jedna kategoryczna teza, to opiera się na kilku przeinaczeniach. Pani ją przytoczyła, więc ja spróbuję odnieść się do niej, stawiając kilka pytań:
– Czy czuje się pani zdrowsza dzięki temu, że ktoś inny strzelił bramkę, dwie albo nawet pięć?
– Czy mogę ufać, że moja wydolność wzrośnie choć trochę tylko dlatego, że nakłady na sport wyczynowy wzrosną dwukrotnie?
– Czy bardziej zdrowy będzie człowiek, który co kilka dni spędza dwie godziny przed telewizorem, oglądając transmisję telewizyjną zawodów sportowych, a nie na spacerze, bieganiu lub jeżdżeniu na rowerze z rodziną?
– Czy ludzie przestaną mieć nadwagę i obniżoną wydolność dzięki temu, że reprezentanci kraju zdobędą o dwa medale więcej niż na poprzednich igrzyskach? A jak to jest w krajach, które w ogóle nie wysyłają reprezentacji na te zawody? Wszyscy są tam chorzy, otyli, niesprawni?
– Czy aktywniejsi ruchowo staną się mieszkańcy miasta, w którym wybuduje się nową halę sportową dla wyczynowców, a niesportowcy będą mieli do niej wstęp tylko na trybuny i to dopiero po opłaceniu biletów?
– Czy sprawniejsze staną się też te dzieci, których trener nie zaprosił na zajęcia? Jak to się stanie, gdy pozostaną w domach przed komputerami?
Ale przecież działacze sportowi przekonująco mówią o tym, że sport wychowuje…
Być może faktycznie dzieje się tak w niektórych przypadkach. Nie jest to jednak cel najważniejszy, a jedynie uboczny. To nie dla kształtowania ich postaw moralnych wysyła się zawodników na drogie obozy treningowe. Słyszymy przecież o tym, jak szkoleniowcy nakazują zawodnikom sfaulowanie rywala w decydującym momencie meczu. Komentatorzy nieraz nazywają to faulem taktycznym. Takie zachowanie spotyka się nie tylko ze zrozumieniem, ale wręcz z aprobatą. Dowiadujemy się o tym, jak powszechnie stosuje się doping w sporcie. Wiele się mówi o tzw. ustawianiu wyników meczów, by móc skutecznie obstawiać zakłady u bukmacherów. Jeśli faktycznie trenerzy wychowują zawodników, to ze słabym skutkiem.
Będę jednak drążyła te kwestie wychowawcze. Czy trener nie dąży do wychowywania zawodników?
Raz jeszcze odpowiem twierdząco i znów podkreślę, że nie jest to mimo wszystko zasadniczy cel szkolenia. Proszę zresztą wyobrazić sobie taką oto scenkę: Na koniec nieudanego sezonu klub zwołuje konferencję prasową. Zjawiają się na niej liczni dziennikarze. Wiadomo: była klapa, wszystkie mecze przegrane, degradacja do niższej ligi. Każdy jest ciekaw, co dalej. A prezes klubu ogłasza, że da trenerowi podwyżkę, bo zamiast prowadzić zawodników do zwycięstw, dbał o ich zdrowie i nienaganne postawy moralne.
Celem wychowania fizycznego jest wdrożenie dzieci do udziału w rekreacji ruchowej, kształtowanie u uczniów nawyku systematycznego wykonywania ćwiczeń dla podtrzymania sprawności i zdrowia przez całe życie.
A jak jest w szkole? Jak rozumiem i tam trudno oczekiwać, że usprawni się dziecko, które nie będzie uczestniczyło w dodatkowych zajęciach rekreacyjnych, ponieważ trzeba koniecznie zorganizować treningi dla najbardziej uzdolnionych sportowo?
Bardzo trafnie to pani ujęła. Problem tkwi jednak w tym, że zorganizowanie zajęć sportowych jest łatwiejsze niż rekreacyjnych. Zawsze są uczniowie zainteresowani takimi zajęciami. We środę przyjdą na SKS, a w czwartek i kilka innych dni wybiorą się na treningi w swoim klubie sportowym. Z kolei zajęciami rekreacyjnymi trzeba by zainteresować właśnie tych uczniów, którzy ich unikają. A przecież prowadzenie zajęć rekreacyjnych nie ułatwi nauczycielowi przygotowania reprezentacji szkoły do udziału w rozgrywkach sportowych.
Jak widzę, sprawa bardzo się zapętla…
Właśnie. Głównie dlatego, że to przede wszystkim poprzez zwycięstwa uczniów w rywalizacji z reprezentantami innych szkół nauczyciel wf może „punktować” w oczach dyrektora. Tym samym niejawnie zakłada się, że nie ma co zajmować się mniej sprawnymi uczniami. A w gruncie rzeczy to o nich najbardziej powinno chodzić. Przecież utalentowani kandydaci na zawodników zawsze mogą wybrać się na treningi w którymś z licznych klubów sportowych. Mniej sprawni nie są przekonani, że powinni być aktywni rekreacyjnie. Wszak nie potrafią wygrywać, nie umieją tak skutecznie zdobywać bramek. To na tej bezwzględnej większości uczniów należałoby raczej skupić uwagę, a nie na garstce kandydatów na mistrzów.
Wobec tego w pewnym uproszczeniu można przyjąć, że konieczność konfrontowania się z kandydatami na wyczynowców zniechęca mniej sprawnych do udziału w szkolnych zajęciach dodatkowych?
Tak właśnie było od zarania sportu. Lobby sportowe prezentuje zawieszenie starożytnych igrzysk olimpijskich w 393 roku naszej ery przez Teodozjusza I Wielkiego jako akt barbarzyństwa. Tymczasem zasadniczym powodem jego decyzji było to, że wyłoniła się wówczas garstka wyczynowców jeżdżących z zawodów na zawody dla cennych nagród. A trzeba pamiętać, że wtedy każde greckie polis miało swoje igrzyska. W ten sposób cyrk zawodowców odbierał zwykłym Grekom chęć do uczestniczenia w rywalizacji. Przecież nie dało się wygrywać z wyczynowcami. Na trybunach przybyło biernych widzów, na boiskach zaś pozostali jedynie zawodowcy. Dogłębnie badał te zagadnienia profesor Eugeniusz Piasecki, opisując je w licznych publikacjach już kilkadziesiąt lat temu.
To bardzo przekonujące. Przyjmijmy zatem przez moment, że faktycznie w szkołach zaczniemy organizować zajęcia rekreacyjne, rezygnując ze sportowych. Co wtedy z tymi najbardziej utalentowanymi zawodnikami?
To samo co dziś. Oni i tak, jeśli mają stać się wyczynowcami, muszą uczestniczyć w treningach prowadzonych pod okiem profesjonalistów. Potrzebny jest im specjalistyczny sprzęt sportowy, specyficzne sale treningowe. To analogiczne do sytuacji, w której w szkole pojawi się uczeń nadzwyczajnie utalentowany muzycznie. Przecież nikt nie będzie widział wtedy potrzeby zastąpienia roli szkoły muzycznej przez powszechną. Nikt nie będzie oczekiwał zawieszenia zajęć chóru działającego w szkole podstawowej tylko dlatego, że w danym roku nauczyciel wolałby popracować z jednym wirtuozem fortepianu. Zresztą ten ostatni zapewne od pewnego czasu jest już także uczniem szkoły muzycznej…
Czy zatem groźne byłoby powierzanie prowadzenia lekcji wf w klasach I−III szkół podstawowych specjalistom tej dziedziny, a nie absolwentom kierunku pedagogika wczesnoszkolna? Przecież absolwenci AWF mogliby promować aktywność sportową, a nie rekreacyjną kilkulatków?
Nie widzę w tym niebezpieczeństwa. Nie każdy absolwent AWF jako zasadniczy cel swojego działania przyjmuje selekcjonowanie uczniów do sportu wyczynowego. Zresztą obecnie uprawnienia do prowadzenia zajęć wf ma także wcale niemała grupa absolwentów pedagogiki ze specjalnością wychowanie fizyczne. Równocześnie jednak podkreślę, że kompetencjami nie ustępują im liczni absolwenci pedagogiki wczesnoszkolnej. Reprezentanci tych wszystkich grup bezsprzecznie mogą skutecznie podołać zadaniu prowadzenia znakomitych zajęć dla kilkuletnich uczniów. Najistotniejsze chyba są tu indywidualne predyspozycje.
Jakie na przykład?
Choćby skłonność do prowadzenia zajęć opartych o gry i zabawy, a nie ścisłe formy ćwiczeń. Ponadto łatwość operowania fabułami, bo to zajęcia dla kilkulatków oparte o snucie narracji, którą dzieci ilustrują ruchem. To wymowne, że gdy nauczyciel przestaje mówić, opisując przygody bohaterów fabuł zabaw, to maluchy często przestają ćwiczyć.
Łatwo jest przestawić się z prowadzenia zajęć dla uczniów starszych na pracę z kilkulatkami?
Pamiętam, jak sam musiałem zmierzyć się z tym wyzwaniem blisko dwadzieścia pięć lat temu. Wtedy pierwszy raz miałem pracować z uczniami klas pierwszych. Potem robiłem to jeszcze przez kilka lat. Wiele lat prowadziłem także zajęcia korekcji wad postawy ciała w przedszkolu. Obserwowałem wówczas, że nauczyciele pracujący z uczniami nastoletnimi byli niechętni wobec możliwości prowadzenia zajęć dla najmłodszych. Wielu z nich dosłownie broniło się przed tym „rękoma i nogami”. Po ledwie kilku miesiącach ich nastawienie jednak zmieniało się radykalnie. Wręcz deklarowali, że za nic nie wróciliby do pracy z uczniami starszymi.
Dziękuję za rozmowę,
Piotr Winczewski
Pracownik Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, Filia w Piotrkowie Trybunalskim. Absolwent AWF w Warszawie, specjalność: specjalne formy wychowania fizycznego (uprawnienia do pracy z osobami: niepełnosprawnymi umysłowo, niewidzącymi, niesłyszącymi i niedostosowanymi społecznie). Doktor nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki (Uniwersytet Łódzki). Autor ponad stu publikacji metodycznych i naukowych. Zainteresowania badawcze: uczestnictwo osób niepełnosprawnych w kulturze, metodyka gier i zabaw ruchowych, korekcja wad postawy ciała. Doświadczenia zawodowe gromadzone w trakcie pracy w: przedszkolu, szkole podstawowej, szkole średniej oraz w sportowym szkoleniu osób niepełnosprawnych i podczas kilkunastu lat zatrudnienia w zakładach opieki zdrowotnej (w tym ponad dziesięć lat w Klinice Rehabilitacji i Medycyny Fizykalnej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi).