Nowe otwarcie z obawami
W nowy rok szkolny wkraczaliśmy z dużymi obawami związanymi z powrotem uczniów do szkół, gdyż ostatni tak masowy udział dzieci i młodzieży w zajęciach odbywających się w szkole miał miejsce 11 marca. Wówczas rząd zdecydował się na ograniczenie od 12 marca funkcjonowania jednostek systemu oświaty, a od 16 marca szkoły zostały całkowicie zamknięte dla uczniów. Dziś mało kto już pamięta, że ograniczenia te wprowadzono, gdy Ministerstwo Zdrowia informowało o stwierdzeniu w Polsce zaledwie 27 przypadków zachorowania na COVID-19. Liczba ta stosunkowo szybko rosła w kolejnych tygodniach, mimo to wiosną i w pierwszej połowie lata dzienny przyrost zakażeń nie przekraczał 600. Wydawało się więc, że zastosowane obostrzenia przyniosły pozytywny efekt. Im bliżej jednak było końca wakacji, tym liczba dziennych zakażeń niepokojąco zaczęła się przybliżać do tysiąca.
Zrozumiałe więc były obawy dyrektorów szkół i nauczycieli o właściwe zapewnienie bezpieczeństwa osobom przebywającym w środowisku tak bardzo przyjaznym transmisji koronawirusa, gdzie wyjątkowo trudno wprowadzać ograniczenia w zakresie utrzymywania bezpośrednich kontaktów międzyludzkich. Jednocześnie, im bliżej było rozpoczęcia roku szkolnego, tym trudniej było oprzeć się wrażeniu, że to na dyrektorów zostanie przerzucony obowiązek wprowadzenia właściwych rozwiązań, które zminimalizują ryzyko zakażenia w szkole. Było też oczywiste, że powrót do zajęć prowadzonych zdalnie jest więcej niż prawdopodobny, zatem i do tego należało się przygotować lepiej, niż miało to miejsce wiosną, gdy praktycznie z dnia na dzień nauczyciele musieli zmienić swoje metody pracy. Było to bardzo trudne, tym bardziej że wielu z nich wcześniej wykorzystywało komputer w edukacji wyłącznie do obsługi dziennika elektronicznego. Być może wynikało to z faktu, że średnia wieku nauczycieli wynosi obecnie 44 lata i z każdym rokiem wzrasta. O ile młodsi nauczyciele nie mieli do tej pory problemów z wykorzystywaniem nowoczesnych technologii do komunikowania się na odległość, to dla starszych było to ogromne wyzwanie połączone z dużym wysiłkiem i stresem. Z drugiej jednak strony nikt już chyba nie podaje w wątpliwość konieczności wdrażania nowoczesnych technologii w edukacji, a postęp, jakiego dokonali nauczyciele w tym zakresie w ostatnich miesiącach, jest imponujący.
Tygodnie poprzedzające wakacje były czasem intensywnych przygotowań do podjęcia nowych wyzwań w zakresie edukacji i bezpieczeństwa. Początek roku szkolnego wiązał się z powrotem do tak długo oczekiwanego nauczania stacjonarnego. Nauczyciele, uczniowie, a także ich rodzice mocno stęsknili się za zajęciami w tradycyjnej formie, co podkreślali przy każdej możliwej okazji po rozpoczęciu zajęć. Jednocześnie wyczuwało się duże napięcie i niepokój związany z rosnącą liczbą przypadków zakażeń i coraz bardziej stawało się jasne, że z obecności uczniów w szkole długo nie będziemy się cieszyć.
Zaplanowane działania chroniące uczniów, nauczycieli i pozostałych pracowników były różnie odbierane przez środowisko szkolne. Pojawiło się sporo kontrowersji dotyczących wprowadzanych przez dyrektorów obostrzeń. Jedni chwalili zabezpieczenia, inni domagali się większych, a jeszcze inni sprzeciwiali się im. Dyrektorzy modyfikowali zasady i procedury w zależności od sytuacji, a ta niestety stawała się coraz trudniejsza organizacyjnie, ponieważ zwiększała się absencja nauczycieli przebywających na zwolnieniach i kwarantannie.
Zdalnie czy hybrydowo?
Niemal równocześnie z rozpoczęciem roku szkolnego pojawiły się pierwsze przypadki zakażenia w szkołach. Dyrektorzy musieli więc podjąć działania, które zostały określone w odpowiednich procedurach bazujących przede wszystkim na § 18 rozporządzenia MENiS z dnia 31 grudnia 2002 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach. Zgodnie z ust. 2a dyrektor, za zgodą organu prowadzącego i po uzyskaniu pozytywnej opinii właściwego państwowego powiatowego inspektora sanitarnego, może zawiesić zajęcia na czas oznaczony, jeżeli ze względu na aktualną sytuację epidemiologiczną może być zagrożone zdrowie uczniów. Uzyskanie pozytywnej opinii sanepidu i zgody organu prowadzącego zostało mocno uproszczone, dyrektor może je bowiem uzyskać także ustnie, telefonicznie, za pomocą środków komunikacji elektronicznej lub za pomocą innych środków łączności. Doświadczenia dyrektorów w tym zakresie są raczej pozytywne, ponieważ w stosunkowo krótkim czasie po pojawieniu się bezpośredniego zagrożenia mogli wysłać uczniów na zdalne nauczanie. Należało tylko pamiętać o formalnościach związanych z utrwaleniem treści ustnie uzyskanej zgody lub opinii w formie protokołu, notatki, adnotacji lub w inny sposób.
Dyrektorzy modyfikowali zasady i procedury w zależności od sytuacji, a ta niestety stawała się coraz trudniejsza organizacyjnie, ponieważ zwiększała się absencja nauczycieli przebywających na zwolnieniach i kwarantannie.
Kłopotliwe dla dyrektorów okazało się zorganizowanie zajęć w modelu hybrydowym. Na czas lekcji z oddziałami przebywającymi w domu nauczycielom należało zapewnić sprzęt, za pomocą którego mogli zdalnie prowadzić zajęcia. Ale nie to było największym problemem. W związku z kontaktem z osobą zakażoną część nauczycieli przechodziła na kwarantannę. Mogli oni z domu prowadzić zajęcia dla uczniów z klas nieobecnych w szkole, jednak dla tych obecnych w budynku szkoły prowadzenie zajęć wiązało się z poważnymi utrudnieniami. O ile można było uczniów posadzić przed tablicą interaktywną lub monitorem, dzięki którym nauczyciel mógł prowadzić zajęcia, to wirtualna obecność nauczyciela na lekcji niewątpliwie nie wyczerpuje wymogów dotyczących sprawowania nadzoru nad uczniami podczas lekcji. Należało w takiej sytuacji zapewnić im dodatkową opiekę w sali lekcyjnej. Nie zawsze jednak dyrektor miał do dyspozycji nauczyciela, który mógłby taką opiekę sprawować, w dodatku bezpłatnie, bo w przeciwnym razie mielibyśmy do czynienia z podwójnym finansowaniem jednostki lekcyjnej.
Chcąc uniknąć tych problemów, w przypadku wystąpienia w szkole zakażenia i nieobecności zbyt wielu nauczycieli dyrektorzy wnioskowali najczęściej o zawieszenie wszystkich zajęć. W znanych mi przypadkach powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne odnosiły się pozytywnie do wniosku dyrektora.
Nauczyciel na kwarantannie, czyli kłopot dla dyrektora
Po rozpoczęciu roku szkolnego coraz częściej zaczęły pojawiać się przypadki objęcia kwarantanną nauczycieli z powodu kontaktu z osobą zakażoną poza szkołą. Z przepisów rozporządzenia MEN z dnia 12 sierpnia 2020 r. w sprawie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 wynika jednoznacznie, że zorganizowanie w szkole zajęć z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość z uwagi na zaistniałą sytuację epidemiologiczną możliwe jest tylko w sytuacji zawieszenia wszystkich lub poszczególnych zajęć. A decyzję o zawieszeniu dyrektor może podjąć tylko za zgodą organu prowadzącego i po uzyskaniu pozytywnej opinii właściwego państwowego powiatowego inspektora sanitarnego. Jeżeli dyrektor takiej zgody i pozytywnej opinii nie otrzymał, nie mógł zawiesić zajęć i zezwolić nauczycielowi przebywającemu na kwarantannie na zdalne nauczanie. Chociaż teoretycznie mógłby to zrobić, ponieważ objęcie nauczyciela kwarantanną nie wyklucza możliwości świadczenia przez niego pracy w tym okresie. Kwarantanna nie oznacza bowiem niezdolności do pracy w rozumieniu art. 6 ust. 1 ustawy z dnia 25 czerwca 1999 r. o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa, lecz w myśl ust. 2 stanowi niemożność wykonywania pracy z powodu odosobnienia, co nie wyklucza jednak możliwości podjęcia pracy zdalnej, o ile taki sposób wykonywania pracy zostanie ustalony z pracodawcą.
Rozwiązaniem w tej sytuacji było wnioskowanie do sanepidu o pozytywną opinię, a do organu prowadzącego – o zgodę na zawieszenie zajęć z jednego przedmiotu, np. matematyki. Nauczyciel tego przedmiotu mógłby wtedy pracować zdalnie.
Jednak nie wszyscy dyrektorzy wiedzieli o takiej możliwości i co do zasady przyjmowali, że zajęcia w szkole można zawiesić tylko w przypadku objęcia kwarantanną czy izolacją uczniów. Natomiast nauczycieli na kwarantannie traktowali analogicznie jak nauczycieli przebywających na zwolnieniu lekarskim, zgodnie bowiem z art. 6 ust. 2 pkt 1 wspomnianej ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa – niemożność wykonywania pracy traktuje się na równi z niezdolnością do pracy z powodu choroby. W takiej sytuacji pracownikowi przysługuje wynagrodzenie za czas choroby lub zasiłek chorobowy, wypłacane przez płatnika składek lub ZUS, w wysokości 80% podstawy wymiaru, tj. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia pracownika za okres 12 miesięcy kalendarzowych poprzedzających miesiąc, w którym powstała niezdolność do pracy.
Inny problem związany był z częstą wśród nauczycieli praktyką wykonywania pracy w niejednej szkole. Zdarzały się sytuacje, że w jednej ze szkół, w wyniku stwierdzenia zakażenia, zajęcia były zawieszane, a nauczyciel kierowany na kwarantannę. Dyrektor tej szkoły mógł, w porozumieniu z nauczycielem, skierować go do pracy zdalnej z uczniami i w konsekwencji wypłacić mu 100% wynagrodzenia. Dyrektor drugiej szkoły, w której zatrudniał tego samego nauczyciela, nie mając zgody organu prowadzącego na zawieszenie zajęć, nie mógł polecić mu zdalnego nauczania, więc musiał wypłacić nauczycielowi 80% wynagrodzenia. Jednak zgodnie z art. 17 ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa – ubezpieczony wykonujący w okresie orzeczonej niezdolności do pracy pracę zarobkową lub wykorzystujący zwolnienie od pracy w sposób niezgodny z celem tego zwolnienia traci prawo do zasiłku chorobowego za cały okres tego zwolnienia. Mamy więc do czynienia z kuriozalną sytuacją, w której nauczyciel – nie ze swej winy – może zostać pozbawiony zasiłku w jednej ze szkół w okresie przebywania na kwarantannie. Takich przypadków pojawiło się wiele. Szkoda, że ustawodawca nie przewidział takiego scenariusza, należy jednak wierzyć, że wątpliwości w tym zakresie będą rozstrzygane na korzyść nauczycieli.
Obowiązek noszenia maseczek
Resort edukacji nie zdecydował się na narzucenie uczniom obowiązku noszenia maseczek w szkole, jednak większość dyrektorów szkół, świadomych braku możliwości organizacyjnych zapewnienia uczniom i nauczycielom odpowiedniego dystansu społecznego, zdecydowało się na nakazanie uczniom i pracownikom zasłaniania ust i nosa podczas przerw międzylekcyjnych. Nie trzeba było jednak długo czekać na pierwsze sygnały niezadowolenia, a nawet protesty ze strony uczniów i ich rodziców. Z drugiej strony byli też tacy rodzice, którzy oczekiwali, że maseczki będą noszone przez uczniów i nauczycieli także w czasie lekcji. I jak tu wszystkim dogodzić?
Wprowadzenie obostrzeń przez szkołę nie jest trudne, gorzej z ich egzekwowaniem. I nie jest to tylko problem dyrektorów szkół i nauczycieli, nawet sądy musiały się już bowiem mierzyć z trudnościami związanymi z interpretacją podstawy prawnej obostrzeń wprowadzanych przez kolejne rozporządzenia.
Problem koncentruje się wokół ograniczania praw obywateli, które w opinii wielu jest niezgodne z Konstytucją RP. Ustawa zasadnicza stanowi bowiem w art. 31 ust. 2, że każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych. Nikogo nie wolno zmuszać do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje. Jednocześnie w myśl art. 31 ust. 3 ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie. Tymczasem w ustawie z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu i zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi zawarto delegację do ustanowienia w rozporządzeniu obowiązku stosowania środków profilaktycznych, do których można zaliczyć noszenie maseczek, jednak obowiązek ten ograniczono jedynie do osób chorych i podejrzanych o zachorowanie. Rozporządzenie rozszerza ten nakaz na wszystkich. Rodzą się więc problemy, gdyż wiele osób nie chce poddawać się wprowadzanym obostrzeniom tego typu.
Podobnie rzecz ma się w szkołach. Nauczycielom trudno było wyegzekwować od uczniów nakaz noszenia maseczek – nie ma możliwości obniżenia oceny zachowania za takie przewinienie, nawet gdyby taki nakaz wpisany był w szkolnych regulaminach. Jestem przekonany, że od takiej kary uczeń lub jego rodzice z łatwością by się odwołali, tym bardziej że nawet w rozporządzeniu nie został ustanowiony obowiązek noszenia przez uczniów maseczek w szkołach. Pojawiły się jedynie wytyczne ministerialne, ale one nie nakładają na uczniów obowiązku zakrywania ust i nosa na terenie szkoły.
We wrześniu zaczęły pojawiać się pierwsze poważne wezwania ze strony rodziców, wspierane przez prawników, żeby szkoła zaprzestała zmuszania dziecka do noszenia maseczki. Prawnicy powoływali się na art. 191 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. Kodeks karny, który za stosowanie przemocy wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Pomiar temperatury ciała
Kolejną kwestią, którą musieli rozwiązać dyrektorzy szkół w pierwszych tygodniach nowego roku szkolnego, było rozstrzygnięcie dylematu, czy przy wejściu do szkoły mierzyć temperaturę wszystkim uczniom, czy tylko tym, których objawy wskazywały na wystąpienie chorób górnych dróg oddechowych. Tylko jak rozpoznać takie objawy przy krótkim kontakcie z uczniem?
W wytycznych MEN, MZ i GIS dla publicznych i niepublicznych szkół i placówek rekomenduje się posiadanie termometru bezdotykowego (co najmniej jeden termometr dla szkoły) i dezynfekowanie go po użyciu w danej grupie, a w przypadku posiadania innych termometrów niż termometr bezdotykowy mówi się o konieczności jego dezynfekcji po każdym użyciu. Nie ma tam jednak zaleceń do obligatoryjnego mierzenia uczniom temperatury. Zresztą dyrektorzy dużych placówek raczej nie mieli możliwości sprawnego wpuszczania uczniów do szkoły i jednoczesnego pomiaru temperatury – prowadziłoby to do tworzenia się dużych kolejek, w których trudno byłoby utrzymać odpowiedni dystans pomiędzy uczniami.
Z przedstawionych wytycznych wynika jednak, że pomiar temperatury jest wskazany w przypadkach wzbudzających podejrzenie zachorowania na COVID-19, zwłaszcza gdy wystąpiły tak charakterystyczne dla tej choroby objawy, jak: kaszel, duszności czy ból mięśni. I tutaj pojawia się pytanie, czy pomiar temperatury może być dokonywany bez zgody rodziców? W wytycznych przeciwepidemicznych GIS z dnia 25 sierpnia 2020 r. dla przedszkoli, oddziałów przedszkolnych w szkole podstawowej i innych form wychowania przedszkolnego oraz instytucji opieki nad dziećmi w wieku do lat 3, poza rekomendacją dotyczącą zakupu termometru, sformułowaną dokładnie w taki sam sposób jak dla szkół, znajduje się także zalecenie uzyskania zgody rodziców/opiekunów na pomiar temperatury ciała dziecka, jeśli zaistnieje taka konieczność – w przypadku wystąpienia niepokojących objawów chorobowych. Z sugestii tej skorzystali dyrektorzy szkół, uzyskując od rodziców stosowne zgody. Tylko czy słusznie?
Po pierwsze, należy mieć świadomość, że wszelkie dane dotyczące zdrowia są danymi szczególnej kategorii. Ich pozyskiwanie i przetwarzanie jest co do zasady zabronione. Wyjątki od tego są określone w art. 9 ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO). Pierwszym z nich jest zgoda osoby, której dane dotyczą. Pamiętajmy jednak, że jednym z warunków prawidłowo uzyskanej zgody jest jej dobrowolność, a pomiędzy osobą pozyskującą dane a osobą, której dane mają być przetwarzane, musi być zachowana równowaga sił. Czy w tym przypadku tak będzie? A co z uczniem, którego rodzic nie wyrazi zgody na pomiar temperatury? Nie można go przecież nie wpuścić do szkoły. W mojej ocenie zgoda nie może być przesłanką legalizującą mierzenie uczniom temperatury. Wynika to wprost z RODO, zgodnie z którym zgoda nie powinna stanowić ważnej podstawy prawnej przetwarzania danych osobowych w sytuacji, w której istnieje wyraźny brak równowagi między osobą, której dane dotyczą, a administratorem, w szczególności gdy administrator jest organem publicznym. W relacji dyrektor – rodzic czy nawet nauczyciel – rodzic nie zachodzi równość podmiotów, jest więc mało prawdopodobne, by w tej sytuacji w każdym przypadku zgodę wyrażono dobrowolnie.
Urząd Ochrony Danych Osobowych zajął w tej sprawie stanowisko, odnosząc się do mierzenia temperatury w relacji pracodawca – pracownik oraz w relacji z podmiotem publicznym. Zaznaczył, że podstawą legalizującą przetwarzanie danych dotyczących zdrowia w sektorze zatrudnienia nie może być art. 9 ust. 2 lit. a RODO, tj. zgoda osoby, której dane dotyczą. Pracodawca nie może także nakazać pracownikom i tzw. gościom wchodzącym na teren zakładu pracy dokonywania pomiaru temperatury. W każdym przypadku musi wykazać podstawę prawną, która dawałaby takie uprawnienie. A taką podstawą prawną, jak wskazuje Urząd Ochrony Danych Osobowych, jest tutaj art. 9 ust. 2 lit. i rozporządzenia RODO, w myśl którego szczególne kategorie danych (dotyczące zdrowia) można przetwarzać, gdy jest to niezbędne ze względów związanych z interesem publicznym w dziedzinie zdrowia publicznego, takich jak ochrona przed poważnymi transgranicznymi zagrożeniami zdrowotnymi, jeżeli wynika to z przepisów prawa.
Należy jednak zaznaczyć, że jeżeli dane dotyczące pomiaru temperatury nie będą utrwalane, przekazywane i gromadzone, to nie dojdzie do przetwarzania danych w rozumieniu RODO, nie będzie więc wymagana przesłanka legitymizująca takie działanie ani stosowna klauzula informacyjna.
Dezynfekcja rąk
Jednym z głównych zabezpieczeń przed transmisją koronawirusa jest częsta i skuteczna dezynfekcja rąk. Należy przy tym pamiętać, że najbardziej przyjazna dla ciała dezynfekcja odbywa się za pomocą mydła. Trudno jednak dopilnować, by wszyscy uczniowie wystarczająco regularnie i właściwie myli ręce. Nie bez znaczenia był też problem z gromadzeniem się dużych grup uczniów w toaletach, co zdecydowanie nie jest wskazane. Dlatego konieczne było korzystanie w szkole z dostępnych płynów dezynfekcyjnych.
Po rozpoczęciu roku szkolnego okazało się jednak, że częste dezynfekowanie rąk przez uczniów wpływa niekorzystnie na ich skórę. Pojawia się zaczerwienienie, pieczenie i swędzenie, a nawet złuszczanie naskórka. Rodzice, zwłaszcza tych młodszych uczniów, podnieśli alarm. Powołali się na stanowisko GIS. Nie zaleca on stosowania środków dezynfekujących do rąk w stosunku do dzieci, zwłaszcza małych, do szóstego roku życia, argumentując to obawą wystąpienia negatywnych skutków zdrowotnych, w tym reakcji uczuleniowych. Jak zaznaczył, produkty biobójcze przeznaczone do dezynfekcji nie posiadają szczególnych wytycznych, zastrzeżeń czy zapisów dotyczących małych dzieci. Dodał też, że żaden produkt biobójczy nigdy nie był i nie jest przeznaczony typowo dla dzieci z uwagi na jego skład chemiczny.
Jak więc dbać o higienę uczniów, by skutecznie chronić ich przed koronawirusem, a jednocześnie nie zaszkodzić ich skórze? Młodszym uczniom zalecano częstsze mycie rąk niż dezynfekowanie środkami odkażającymi, a rodziców uczulano, aby zaopatrzyli dzieci w odpowiednie środki, które pielęgnują, odżywiają, nawilżają i natłuszczają skórę. Bez środków dezynfekcyjnych trudno bowiem wyobrazić sobie walkę z koronawirusem, dlatego ich obecność w szkole i rozsądne używanie są niezbędne.
Podsumowanie
W dobie koronawirusa szkolne życie stało się mocno skomplikowane. Problemy nie omijają dyrektorów szkół, którzy pomimo wielkich wysiłków wkładanych w zapewnienie uczniom i pracownikom bezpiecznego pobytu w szkole nie zawsze spotykali się ze zrozumieniem rodziców. Jednak dokonując wyborów, nie powinni oczekiwać poklasku, tylko działać zgodnie z prawem, a tam, gdzie prawo nie daje jednoznacznej wskazówki, kierować się zdrowym rozsądkiem. A jeżeli pojawią się błędy? Jak wynika z badań, ludzie sukcesu popełniają ich najwięcej, ważne więc, by wyciągać z nich odpowiednie wnioski i próbować od nowa.
- Rozporządzenie MENiS z dnia 31 grudnia 2002 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach (t.j. Dz. U. z 2020 r., poz. 1604)
- Rozporządzenie MEN z dnia 12 sierpnia 2020 r. w sprawie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 (Dz. U. z 2020 r., poz. 1389 z późn. zm.)
- Ustawa z dnia 25 czerwca 1999 r. o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa (t.j. Dz. U. z 2020 r., poz. 870)
- Konstytucja RP z dnia 2 kwietnia 1997 r. uchwalona przez Zgromadzenie Narodowe w dniu 2 kwietnia 1997 r., przyjęta przez Naród w referendum konstytucyjnym w dniu 25 maja 1997 r., podpisana przez Prezydenta RP w dniu 16 lipca 1997 r. (Dz. U. z 1997 r. Nr 78, poz. 483 z późn. zm.)
- Ustawa z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (t.j. Dz. U. z 2020 r., poz. 1845)
- Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. Kodeks karny (t.j. Dz. U. z 2020 r., poz. 1444 z późn. zm.)
- Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (Dz. Urz. UE z 2016 r., L 119/1)